Według Drejewa nawet pięciogwiazdkowe hotele nie są w stanie uchronić Europejczyka od wielu lokalnych sensacji takich jak: tamtejsze jedzenie, które może powodować kłopoty żołądkowe, mogące nawet uniemożliwić rozegranie pojedynku. Indyjski klimat, który jest niezwykle trudny do zniesienia dla przeciętnego Europejczyka, czującego się na otwartej przestrzeni jak w saunie. Wilgotność powietrza i gorąc, sięgający nawet 50 stopni Celsjusza, może skutecznie odebrać chęć nie tylko do ciężkiego, kilkutygodniowego meczu, ale i normalnej egzystencji. Z doświadczenia wiem, bo kilka razy przebywałem poniżej 28 równoleżnika i to w kilku miejscach, jak można się czuć. Dla organizmu przebywającego dłużej w takich miejscach jest to totalna dewastacja, pogrom, przedsionek piekła. Nie jeden raz, przecież nie pracując intelektualnie, a tylko włócząc się, zarządzałem kilkudniowe postoje, by powrócić do świata żywych. To mówię o sobie i o sytuacji nie mającej nic wspólnego z szachami, względnie lekkiej. Drejew nadmienia, że gdy grał z Anandem w Madrasie, w styczniu, temperatury sięgały dobrze ponad 40 st. C. Oczywiście jestem tego świadomy, że FIDE nie interesuje jakiekolwiek zrównanie szans w tym najważniejszym szachowym meczu, na który przecież czeka cały świat. Prestiż naszej dyscypliny? A co tam prestiż! Poziom absurdu tego typu niesprawiedliwych decyzji poraża mnie i wcale bym się nie zdziwił, gdyby Carlsen nie zgodził się zagrać w rodzinnym mieście Mistrza Świata. Cała ta historia, wpisuje się w dość niechlubną grę, trwającą od pierwszego meczu o Mistrzostwo Świata z tą małą różnicą, że teraz ową grę prowadzi FIDE, dawniej podobne próby faworyzowania siebie, stosowali Mistrzowie Świata na własną rękę. To jest właściwie temat na dobrą książkę – materiału z całą pewnością by nie zabrakło. Carlsen, gdyby zdecydował się zagrać w Chennai, naraża się na bezlik komplikacji, które mogą mu uniemożliwić rozegranie meczu z pełną siłą. Występ w Indiach może się okazać dla niego zabójczy.
Przyznaję rację w 100%.
Comments are closed.